Wyprawa do Warszawy kolidowala mi pamietam z zakonczeniem klas maturalnych. Mimo wszystko nie moglem zrezygnowac z wyjazdu. Nocny/poranny pociag, dluuuuuuuuuga droga, upal w stolycy. Przed koncertem kawa z whiskey u znajomej i jej meza, i na Torwar.
Jako support: Healers, zespol Johnego Marra z The Smiths. Konkretne brit-popowe granie. Bez szczegolnych uniesien ale sympatycznie. Wszyscy czekali na oasis.....
Zaczeli od fucking in the bushes jak zawsze na trasie i weszli na scene... bez Noela Gallaghera. Pobil sie z Liamem pare dni wczesniej w Barcelonie i odszedl na pare koncertow. Padlo na Polske. Sam koncert to typowy koncert oasis, bez interakcji z publicznoscia, kawalek po kawalku, odspiewany przez publicznosc. A publicznosci bylo malo.... 2.5-3 tysiace. Malo jak na Torwar. Moze i dobrze bo w czasie koncertu przyszlo mi szukac komorki w czym pomoglo mi pare osob :-)
Koncert zakonczyl sie szybko, chyba przez emocje, choc bisow za duzo nie bylo.