Moje drugie spotkanie z oasis na pierwszym z trzech koncertow w Londynie. Trasa promujaca nowa wtedy wydana plyte Heathen Chemistry 5 dni po premierze. Jak sie mialo okazac nie mialo to znaczenia dla atmosfery.
Samo dotarcie na Finsbury to prawie godzina jazda metrem wiec z ulga przysiadlem. Przed sama gwiazda masa supportow. Zaczelo sie od The Coral, potem Soundtrack of our lives, przy the charlatans publicznosc juz wykazywala promile i ogromna chec do spiewow. Ostatnim supportem byl Black Rebel Motorcycle Club. Szturmem wzieli caly tlum i na chwile zapomnialo sie ze to tylko support. Gdy zeszli ze sceny z glosnikow polecialy kawalki the beatles oraz the jam / paul weller. Spiewow nie bylo konca.
Gdy weszli oasis deszcz ktory lal przez caly czas sie nieco uspokoil i mozna bylo "w spokoju" obejrzec koncert. 2 lata wczesniej oasis w warszawie - waga kogucia przy tym co bylo w londynie. Grali dla swoich, fanatycznych fanow. Koncert jeden z lepszych jakie widzialem. Liam w super formie wokalnej a z tym miewal problemy, kazdy utwor odspiewany, chlopaki tryskali humorem.. swietny wieczor. Zakonczyli my generation, zeszli ze sceny a z glosnikow pozegnalo nas helter skelter.
Droga na metro to droga przez meke. Ulice zablokowane, policja na koniach, pijani brytole cierpliwie czekajacy na pozwolenie policji. W pewnym momencie tlum byl tak zniecierpliwiony ze wydawalo sie ze za chwile cos strzeli i bedzie dym. Jednak atmosfere rozladowal browar i hymn... Koniec koncow wrocilem nad ranem a o 8 do roboty... co tam warto bylo.